Położenie: 52° 28' 30.93" N 17° 35' 25.99" E
Temperatura: ~15°C z początku, później ochłodziło się do 10°C albo mniej
Atmosfera: Chmur brak - czyste niebo, jedynie nad południowym horyzontem, na obszarze Drogi Mlecznej do ok. 20° wysokości, niewielkie chmurki. Księżyc w nowiu :)
Zbliżał się piątkowy wieczór. Cały dzień bezchmurnie, około 19:00 na niebie pojawiły się chmurewki. Nie popadałem jednak w panikę, gdyż zdjęcia satelitarne pokazywały nadchodzącą dziurę w chmurach, która π razy oko dawała ok. 2h czystego nieba (czy z tego wynika, że oko ma wartość ~38 minut? ;)). Doświadczenia poprzednich nocy nauczyły mnie wrzucenia ciepłych ciuszków do plecaka, co się później okazało zbawienne. Oprócz ciepłej bluzy, w plecaku wylądował również niewielki pojemnik ze szkocką wodą ognistą, z przeznaczeniem grzewczym stosowanym wewnętrznie :)
Miejsce zostało przeze mnie wyszukane już wcześniej (dawny poligon na południe od mojego rodzinnego miasta; dokładne położenie geograficzne powyżej), niestety nie miałem okazji sprawdzić go za dnia, więc nie do końca byłem pewien co zastanę... Patrząc wstecz, przypominałem sobie ten teren jako płaski i bezdrzewny, co dawało jakąś nadzieję :)
Minęła godzina 20:00, a chmury na niebie nadal zajmowały całkiem sporo miejsca. Zapakowałem się ze sprzętem do samochodu i podjechaliśmy (dzięki Tato!) po Moją Lubą (zahaczając wcześniej o sklep, w którym nabyłem wspomniany wcześniej trunek, hehe). Około 30 minut od wyjazdu, po dłuższym poszukiwaniu na terenie poligonu, w końcu dotarliśmy na miejsce. Po wyjściu z samochodu rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu ISS, który po chwili pojawił się na nieboskłonie majestatycznie sunąc z zachodu na wschód (20:33).
Niebo o tej porze mimo łuny od miasta na północy (Gniezno), niewielkiej łunki od miasta na południu (Witkowo) i zaświetlenia na zachodzie (Słońce + Gębarzewo) prezentowało się niesamowicie - ciemne tło i wyraźny pas wylanego mleka przez sam środek. Do tego MNÓSTWO gwiazd wszelkiej maści i jasności. Innymi słowy warunki, jakich do tej pory nie miałem okazji uświadczyć (no dobra, od kiedy mam teleskop;)). Pożegnaliśmy się z ojcem i umówiliśmy na powrót powiadomieniem telefonicznym.
Zmontowanie teleskopu zajęło nam dosłownie chwilę. Chłodzenie nie trwało długo, gdyż sam teleskop stał już na zewnątrz od kilku godzin przed wyjazdem. W trakcie (krótkiego) chłodzenia zrobiłem przegląd nieba za pomocą lornetki. Gwiazdy były wszędzie - niesamowity widok :)
Skierowałem wzrok na M31 - galaktyka ładnie(?) widoczna, jednak brak galaktyk towarzyszących - łuna znad miasta robi swoje :( Po tym rzucie oka na północ stwierdziłem, że nie jest to kierunek do obserwacji z tego miejsca - zresztą i tak nie miałem planów na tę część nieba.
Chwilę później zerknąłem na zegarek - było już chwilę po 21:00. W poszukiwaniu Wielkiej Czerwonej Plamy na Jowiszu, nakierowałem teleskop na planetę, umieściłem w wyciągu barlowa i UWA i spojrzałem w okular. Moim oczom ukazał się przejaskrawiony Jupiter i jego 4 księżyce w ciekawym układzie (wszystkie po jednej stronie planety). Może to była moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że widziałem WCP jako zgrubienie na ciemniejszym pasie chmur. Asia już zgrubienia niestety nie widziała, stąd moja teoria o wyobraźni.
Jako, że pana Jowisza oboje znaliśmy już bardzo dobrze, stwierdziliśmy, że czas poznać nowych przyjaciół ;) Wcześniej już wybór padł na (wesołe) gromadki, więc ku nim zwróciliśmy swe zainteresowanie.
Zaczęliśmy dziko. Prawie wywinęliśmy Orła na Tarczy, aczkolwiek znalazłem gromadkę bardzo szybko (o dzięki Ci, Ciemne Niebo!). Chodzi mianowicie o gromadę otwartą Dzika Kaczka, którą znamy pod symbolem M11. Gromada okazała się zwarta i przyprawiła nas o głupawy uśmiech (i pytanie skąd ta nazwa;)).
Od Kaczki przesunąłem celownik rury na pobliską (względnie, Drodzy Państwo!) gromadę otwartą M26, która już nie była tak wyraźna jak M11, aczkolwiek zauważalna.
Przesunięcie wzroku ku horyzontowi pokazało brak gwiazd - chmury, niestety. Tak przepadły marzenia o złapaniu atrakcyj tej nocy - pozostałości lata - M8,M16,M17,M18,M20,M21,M22,M23,M25 :( (na mapce z M11 i M26 - na dole)
Nic to, rzekłem, decydując się wykorzystać niebo w najlepszy możliwy sposób - improwizując :)
Podszedłem klasycznie do tematu i skierowałem lornetkę na herosa Heraklesa. Przy jednym z jego boków zauważyłem mgiełkę, więc zadowolony skierowałem teleskop w tamto miejsce. Herkules odsłonił nam wcale zgrabną gromadkę M13, w UWA 17mm wyglądającą lepiej niż w kombinacji barlow+UWA, która zbyt przygasiła obiekt.
Rzut oka na mapkę nieba i pada kolejny cel - M29 w Łabędziu - idealnie nad naszymi głowami. Wstępne celowanie lornetką, a później teleskopem daje niemalże pewność, że to co widzieliśmy, to M29 :D
Przy okazji próbuję ucelować w Pierścionek (M57), ale niestety już nie udaje mi się go znaleźć ;) Operowanie teleskopem na montażu dobsona w zenicie nie należy do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych zadań. Cóż, innym razem go złapię :)
Następna gromadka na celowniku to M15. Wg. mapy jest w 0.25 drogi od pomarańczowego Enif w Pegazie, a γ Delfina (gwiazdką podwójną). Lornetka pozwala na dość szybkie odnalezienie obiektu, z teleskopem nie jest już tak różowo. Porównując obraz z lornetki i ten z szukacza/okularu teleskopu, okazuje się, że z moździerzem zapędziłem się aż do Źrebaka. Przesuwam zatem odpowiednio machinę i po chwili w okularze mamy M15 :) Stwierdzam, że nie ma sensu ładować barlowa do wyciągu, gdyż obraz i tak jest już ciemny.
Dochodzi godzina 23. Zza linii drzew na wschodzie wychylają się nieśmiało Plejady (M45). Widok w lornetce nas zachwyca, nie kieruję już nawet w tamtym kierunku teleskopu. Po prostu nie odda chyba tego, co udało się lornetce o mniejszym powerze.
W trakcie obserwacji przez niebo przeleciało 6 meteorów, w tym 2 perseidy. Jeden z meteorów przeleciał mi przez obiektyw, kiedy patrzyłem w kierunku Tarczy, tworząc piękną kreskę przez całe pole widzenia :)
Próbowałem jeszcze złapać M101 i M51, ale jak na złość nie było ich widać przez łunę znad miasta.
Zapomniałem niestety o NGC869 i NGC884 czyli tzw. chichotach, ślicznych gromadach otwartych w Perseuszu - ten błąd jednak naprawiłem następnego wieczora, obserwując niebo z ogródka za domem :)
Zapomnieniu, a raczej może przeoczeniu uległa również Herkulesowa gromada M92.
Z atrakcji poza-gwiezdnych mogę wymienić: dwa ogromne pieski (husky), które pan z papierosem wyprowadzał na późny spacer oraz problem z otwarciem butelki z wodą ognistą. Po prostu nie dało się odkręcić nakrętki - blaszka nie była nacięta do końca i dopiero naruszenie jej integralności strukturalnej kluczami trochę pomogło. Nie pomogło natomiast na zbyt słabo wytłoczony gwint na nakrętce, przez co butelka musiała cały czas stać ;)
Podsumowując, był to bardzo przyjemny wypad, mimo utraty głównych atrakcji. Ciemne niebo, na którym odcinała się Nasza Galaktyka kontrastującym silnie pasem, aż zachęcało by w jego stronę skierować sprzęt optyczny. Było również przerażająco zimno/wietrznie (mi nie aż tak bardzo, jak mojej Asi), ale trunek dał nam trochę ciepła :) Wilgotność też nie była na najniższym poziomie, teleskop bowiem dość szybko stał się mokry.
Reasumując podsumowanie (prof. Miodek zapewne mógłby powiedzieć parę słów na temat takiej konstrukcji) - oby więcej takich nocy! :D
Zaliczone:
- M11
- M13
- M15
- M26
- M29
- M31
- M45
- NGC 869
- NGC 884
Uwagi
Wszystkie mapki zostały wygenerowane przeze mnie w programie PP3. Zdjęcia obiektów pochodzą głównie z tej strony, zdjęcie Plejad pochodzi z astro-forum.org (na dole zdjęcia podany autor), zdjęcie chichotów pochodzi z archiwum APOD'a.
PS
Jakbyście się jeszcze nie domyślili - wojskowo z powodu poligonu, teleskopu z historyjki pewnego astronoma (przyjazd policji i tekst: 'dostaliśmy zgłoszenie, że ustawia pan moździerz'), gromad kulistych zwanych 'kulkami' i mojej odzieży obserwacyjnej w kolorach moro ;) Fotony teoretycznie też możemy nazwać kulkami, które łapaliśmy do tuby teleskopu :)